Powinnam zacząć słuchać kto i co mówi do mnie w słuchawce. Kilka dni temu zadzwoniłam do mamy i dowiedziałam się, ze M. zabrał od niej już małego. Mama obserwowała ich z wysokości IV p. jak maszerowali we dwóch. Tata z wózkiem, a mały samopas. Po rozmowie z mamą, niewiele myśląc, wykręciłam numer do M. I zaczęłam mu nawijać, żeby dbał o bezpieczeństwo Mateusza,itp.itd. Pouczenia były żartobliwym tonem, ale mimo to oczekiwałam jakiejś reakcji, bo niemożliwe było, żeby M. podczas takiej głupiej gadki siedział cicho. A jednak...W słuchawce było cicho, aż w końcu się zamknęłam zdziwiona. I co? W słuchawce usłyszałam głos kolegi z pracy, że bredzę...Oczywiście uśmieliśmy się oboje.
Tyle, ze dziś pewnej osobie do śmiechu nie było.
Zadzwoniłam do kolegi (powiedzmy, że ma na imię Krzysiek), bo przyszedł jakiś dziwny faks i nie wiedziałam o co chodzi. Oczywiście telefon po drugiej stronie został odebrany, a ja nawijam:
- Krzysiek?
- Tak - ale głos jakiś dziwny mi się wydał, taki piskliwy, jakbym z ze starszą kobietą rozmawiała, albo z młodzieńcem przechodzącym mutację, ale skoro usłyszałam potwierdzenie...
- słuchaj co to za fax?
- jaki fax? - znowu lekka konsternacja, bo głos dziwny, ale myślałam, ze Krzysiek się wygłupia, bo do tego zdolny.Jednak się upewniam
- dodzwoniłam się do Krzyśka z XXX (tu pada nazwa firmy)
- tak - znowu piskliwy głos potwierdził
- to co ty masz taki głos, jakby cie ktoś za jaja ścisnął - palnęłam, pewna, że Krzysiek się wygłupia
- no bo taki mam - usłyszałam w słuchawce nieśmiało i...zapaliła mi się lampka, bo już wiedziałam z kim rozmawiam.
Okazało się, ze dodzwoniłam się do kolegi z innego oddziału, o takim samym imieniu jak nasz kolega, będącego właścicielem piskliwego głosu, słynnego zresztą na całą firmę...Tylko jedna cyfra telefonu ich różniła.Jeden ma 6 drugi 9. No cóż, nie muszę chyba dodawać jak głupio mi się zrobiło. Natomiast moi koledzy, świadkowie rozmowy, ze śmiechu mało z krzeseł nie pospadali. Zresztą nie będę udawać, że po odłożeniu słuchawki byłam poważna. Też się śmiałam, że aż się popłakałam.
Jednak tamtemu koledze pewnie do śmiechu nie było. Chyba, że uodporniony.
Zastanawiam się teraz, jak mam się zachować, jak się u nas pojawi. Przepraszać czy udawać, ze nic się nie stało?